Pamiętacie stare amerykańskie filmy w których młodzi idą do kina, kupują bilety w kiosku na zewnątrz, gdzie uśmiechnięta Pani w ładnym uniformie sprzedaje bilety i życzy miłego seansu. Wchodzą do kina … i magia się zaczyna…
Kino kinem, ale dlaczego tu i co to ma wspólnego z jedzeniem? A to, że KINO jest motywem przewodnim tej wyjątkowej restauracji. Ale zacznijmy od początku.
Przed wejściem jest ukryta „kasa”, dlaczego ukryta? Bo ja tak się rozpędziłam, że zdążyłam już złapać za klamkę drzwi wejściowych i częściowo wejść, kiedy Pani mnie zawołała i zawróciła. A więc wyszliśmy na zewnątrz i załatwiliśmy to jak należy.
Miła i uśmiechnięta Pani dala nam bileciki które umożliwili nam „legalne” wejście do środka.
Siadacie przy stoliku albo przy barze. Zapewniam, że siedzenie przy barze ma więcej zalet niż wad. Może nie jest to bardzo komfortowe, ale widok na kuchnię wynagradza tą niedogodność. Siedząc chwilę i czekając na kelnera możemy się porozglądać, przecież nie codziennie mamy okazję zwiedzić restauracje z gwiazdką Michelin.
A wystrój jest niby przypadkowy, ale po chwili się okazuje, że jest przemyślany; jest elegancki, a nie przytłaczający. Wystrój nas przenosi do francuskiego bistro ze stolikami na zewnątrz i z ażurowymi malutkimi krzesłami. Powiem tak, jakbym trafiła do tej restauracji „przypadkowo” na pierwszy rzut oka nie powiedziałabym, że to jest ekskluzywna restauracja. Mogłabym więcej napisać o wystroju, bo jest o czym pisać, ale poprzestanę na tym dla tych którzy zdecydują się odwiedzić tą restauracje – niespodzianka ma być.
Ale może zaczniemy od samego początku – rezerwacja, termin należy zarezerwować parę miesięcy (60 dni) przed planowaną wizytą. A żeby było jeszcze trudniej, to musimy czekać na określony moment kiedy możemy zarezerwować termin. W określony dzień, w określoną godzinę rusza możliwość rezerwacji i trzeba po prostu zdążyć. „Every day at 00:00 at night (Spanish time) we open reservations for one service in 60 days time. If you can not find availability, you can sign up for our waiting list. „
I nareszcie najważniejsza część – jedzenie. W tym przypadku jak i z wystrojem postaram się nie zdradzić wszystkiego, ale jednocześnie przekazać prawdziwe uczucia które nam towarzyszyły pod czas konsumpcji.
Każde danie z menu można zamówić w wersji „tapasowej” i normalnego dania. Oczywiście zachęcam do zamówienia tych tapasowych wersji, bo przecież możemy spróbować więcej pozycji. Nie tylko spróbować, ale i popodziwiać.
Tip #1, warto przejrzeć menu przed wizytą i przygotować listę dań które by chciało spróbować. Dlaczego? Ponieważ można się zagalopować i zamówić dania za dosyć znaczącą kwotę. My podeszliśmy do zamówienia tak, ustaliliśmy kwotę, którą byśmy chcieli wydać (bez napoi i deserów), podzieli na pół i każdy zrobił listę. Jeżeli jakiekolwiek danie się powtarzało, to zostawialiśmy go na jednej liście, wybierając coś nowego na drugą. Bo przecież w tym wszystkim chodzi o spróbowanie, a nie najedzenie się.
A więc rezerwacja zostala zrobiona, lista przygotowana – jesteśmy gotowi. I w tym momencie spotykamy się z kelnerem który nie jest zupełnie zaskoczony, że jesteśmy przygotowani, który dokładnie opowiada z czego się składa poszczególne danie, uprzedza jeżeli są składniki które mogą nie dopasować każdemu (surowe na przykład). A więc kelner jest na piątkę, a może nawet i na szóstkę. Dodatkowo pomoże z wyborem wina, drinka alkoholowego albo drinka bezalkoholowego.
I już, najcięższe jest za nami, możemy siedzieć i czekać na pierwsze danie sącząc napój, który o dziwo już jest przed nami.
I cóż można tutaj zjeść, skosztować prędzej. Tak żeby nie wszystko było za różowe, nie wszystkie dania nam podeszły i nie wszystkie nas zachwyciły wizualnie.
Po pierwsze, jest cała kolekcja ostryg, dodatkowo jest gatunek ostryg który jest hodowany specjalnie dla tej restauracji. Nie jest to tania pozycja, ale spróbować warto.
Carrot canape – zamrożone „leche de tigre”, pastylka, liście i kwiaty … O czymś to mówi? Mi nie za bardzo, szczerze powiedziawszy, mi to w ogóle o niczym nie mówi. Jedynie co mogłabym podejrzewać, że „leche de tigre” to będą dosyć kwaśne lody, bo tak się nazywa cytrusowa pikantna mieszanka do marynowania ryby, np. do ceviche i pewnie bohaterem dania będzie marchewka :D. A więc i o to chodzi, dokładnie takie dania zdecydowaliśmy zamawiać. W praktyce okazało się, że to był marchewkowy chrupek na którym znajdowały się lody z „leche de tigre” i wszystko zostało odrobione płatkami kwiatów i ziołami. Chrupek był tak marchewkowy, że czasami się wydawało, że jemy prawdziwą marchewkę tylko zupełnie w innym stanie, mus z „leche de tigre” nadawał chrupkowi niezbędna kwasowość i pikantność.
„Souffle potatoe” – marynowana wołowina, sos béarnaise i wędzona śmietana. To jest trochę inny przypadek, nazwa brzmi dużo smacznej aniżeli faktyczne danie. Danie było smaczne, ale tylko smaczne. W takiego rodzaju restauracji oczekujemy zdecydowanie czegoś więcej.
„Three pigs brioche” – a w tym przypadku jest wszystko na odwrót 🙂 Niby bardzo proste danie jest podane w ciekawy sposób. I po takie wrażenia przyszliśmy.
„Marrow with eggplant„, szpik kostny z bakłażanem – następne dyskusyjne danie, ale pomysł podania trochę zaskakujący.
No i danie „na deser”, bardzo chciałam go zamówić, ale przekraczał wcześnie ustawiony budget. A więc na miejscu zdecydowaliśmy, że zamawiamy i to był strzał w dziesiątkę. Po prostu King Crab. Perfekcyjnie zrobiony, przemyślanie podany (nikt nie musi się męczyć z wydobyciem mięska) z ciekawymi dodatkami. To na prawdę było bardzo fajne zakończenie „pierwszej części” kolacji.
Skosztowaliśmy też i parę innych dań, ale w tym przypadku proponuje obejść się tylko zdjęciami 🙂
Po sprzątnięciu talerzy Pan Kelner zapytał czy mamy ochotę na deser, na co odpowiedzieliśmy, że chyba tak, mamy miejsce. I … sobie poszedł…
W tym momencie przerywam swoją opowieść, żeby jednak zostawić Wam miejsce na niespodziankę. Wspomnę tylko, że desery są przepyszne, zaskakujące i są serwowane w innym pomieszczeniu. A więc oszczędzę Wam siedzenie w niepewności jak to było z nami i rozglądanie się na około z myślami i co właśnie mamy robić …
Po deserze kończy się nasza przygoda z restauracją Tickets, śmiało można tą wizytę nazwać przygodą. Również śmiało polecam tą restauracje wszystkim miłośnikom ciekawej kuchni. Ale zdaje sobie sprawę, że taka wizyta będzie miała znaczący wpływ na wakacyjny budget. A więc może komuś się zbliża rocznica, jubileusz, a może ktoś planuje oświadczyny w przepięknym mieście Barcelona – i jest to odpowiednie miejsce.
I jeszcze jedna dosyć istotna rzecz, jest to jedyna restauracja z gwiazdką Michelin do której bym chciała wrócić.
Może się uda, trzeba tylko poczekać na odpowiednią okazję 😉
Adres: Avinguda del Paral·lel, 164, 08015 Barcelona, Hiszpania
Itís nearly impossible to find educated people about this subject, however, you seem like you know what youíre talking about! Thanks
Superb post but I was wanting to know if you could write a litte more on this subject? I’d be very grateful if you could elaborate a little bit further. Thank you!